Jestem, prawda, że ktoś tęsknił? ;) jestem na stałe, wena wróciła, więc mogę pisać. Dla siebie i dla Was.
I znowu on. kto? nikt inny niż Lush. Dalej nie przestaje o nim marzyć, zresztą nietylko ja. Marzyło mi się stworzenie kopii, marnej, bo marnej. Przecież nic nie doścignie mistarza. Im więcej myślałam tym byłam bliższa realizacji. W mojej głowie zakorzeniał się niecny plan, a może by tak... I powstała. Lushowy, słynny już Cupcake zaadaptowany przeze mnie.
Wygląda jak wygląda. Jednak działaniem niczym nie ujmuje swojemu sławnemu bratu. Po głębszej analizie składu doszłam do wniosku, że każdy w domowych warunkach może stworzyć jej odpowiednik. W wersji oryginalnej jej gównymi składnikami są:
Kakao (tak jest!)
Masełko kakowe (u mnie brak, zapaycha mnie. Jednak myślę, że można je z powodzeniem zastąpić masełkiem shea, które jest łatwo dostępne)
Olejek z dzewa sanadałowego (ja dodałam arganu, miałam go pod ręką a moja skóra lubi się z nim)
Nasiona lnu (obecne!)
Mięta (u mnie olejek oraz hydrolat)
Glinka Rhassoul (melduje sie)
Jeśli chodzi o zastosowanie tej maseczki, jest ona dedykowana skórze tłustej oraz problematycznej. Opowiem Wam terazy jakie działanie zapewnia każdy z jej skąłdników.
Bazą jest moja ulubiona glinka rhassoul, skarb prosto z Maroka. Ma działanie silnie oczyszczające, abosrbuje zanieczyszczenia, radzi sobie z nadmiarem sebum a dodatkowo dzięki zawartości mienrałów odżywia skórę. Gdy dodamy do naszej bazy kakao zyska ona dodatkowo działanie nawilżające i wygładzające. Zawarte w nim przeciwutleniacze walczą z wolnymi rodnikami jak i oznakami zmęczenia. Olejek arganowy, bogaty w kwasy tłuszczowe ma za zadanie odżywić naszą cerą, pełni też funkcję spoiwa, nadaje idealną konsystencje. Ziarna lnu podobnie jak kakao zmiękczają cerę. Mięta zapewnia działanie antybakteryjne oraz oczyszczające.
Wkonanie jest banalnie proste. Łączymy 6 łyżek glinki z 3 łyżkami kakao, potem dodajemy pół łyżeczki nasion lnu (zalanych wodą) dodajemy około 30 ml oleju arganowego. Dopsikujemy hydrolatem. Dodajemy parę kropelek olejku miętowego. Jeśli konsystencja stwarza problemy olejek jak i hydroalt będą naszymi sprzypierzeńcami.
Et'voila i gotowe!
Niestety nie wygląda zbyt apetycznie, jednak działanie rekopmensuje nam to. Tak jak jej sławny brat genialnie oczyszcza cerę pozostawiając ją nawilżoną. Maseczkę możemy tzrymać w lodówce około 2 tygodni. Świetnie sprawdza się jako czyścik :)
Skusicie się?
po egzaminach zrobię! bo ja też o nim marzę <3
OdpowiedzUsuńFajny pomysł ze zrobieniem w domu. :) Muszę pozbierać składniki. ;)
OdpowiedzUsuńZdolniacha! :D Muszę poszukać w czeluściach internetu składu ich innego czyścika, może też da się zdobić w warunkach domowych. Zawsze miałam na niego apetyt, ale cena i dostępność zwalały mnie z nóg ;)
OdpowiedzUsuńbardzo fajny pomysł! na pewno zrobię :))
OdpowiedzUsuńNa pewno wypróbuję, fajnie to wykombinowałaś :) a siemię lniane to ugotowane, taki glutek, czy po prostu namoczone w wodzie?
OdpowiedzUsuńNie wygląda, ale działanie się liczy :) Świetnie to wymyśliłaś, właśnie do Ciebie trafiłam z przekierowania od Yasminelli i cieszę się, że znalazłam Twojego bloga :)
OdpowiedzUsuńO kurcze ale fajnie to zrobić samemu :) I działanie nawet podobne to nieźle :) Fajnie,że wróciłaś :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie przepisy i domowe cuda :)
OdpowiedzUsuńMi się LUSH marzy, ale na razie nie mam szans. Za to widzę dobre rozwiązanie dzięki Tobie :)
OdpowiedzUsuńZ chęcią spróbuję stworzyć takie cudeńko.
Rewelacja! Ja jednak jestem za leniwa na takie kombinacje i zdecydowanie stawiam na gotowce :D
OdpowiedzUsuńCery problematycznej nie posiadam, ale taka maseczkę chętnie bym sobie stworzyła :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie nie za fajnie wygląda, ale jak ma fajne działanie to super ;)
OdpowiedzUsuńno nie kusi wyglądem, ale ważne że działa :)
OdpowiedzUsuńfajny uwielbiam DIY :))
OdpowiedzUsuń